— A ja też u cesarza, który we wszystkich się kunsztach kocha, nie mało ich spotykał, nie sądzę, aby twój domorosły Wojtaszek tamtym dorównał.
Obraził się Samuel.
— Nie domorosły jest — począł gorąco — bo to obieżyświat i choć młody dużo widział, a dziwowano mu się za granicą. Jadł bestya chleb nie z jednego pieca, począwszy od P. Maryi w Krakowie i księży Bernardynów, kędy już mu habit nadziano, ale go niedługo nosił.
Wychwalać go nie będę z innych zalet, bo łotra kawał jest i szubienicy wart, ale gra i śpiewa jak anioł.
Chociaż epizod ten z Wojtaszkiem, nagle obok najpoważniejszej materyi do myślenia dającej wtrącony, mógł braci zdziwić, kto znał Samka fantazyę, nie zdumiał się temu wcale. Tak samo nieraz gdy wszyscy traktowaniem najważniejszych spraw zajęci bywali, Samuel konia przez okno zobaczywszy, dla niego wszystko porzucał, długo nigdy nad niczem wytrwać nie umiejąc.
— Mnie teraz twój Wojtaszek nie w porę, nawet ciekawości nie budzi — przerwał Krzychnik. — Co mi tam. Batorówna mi w głowę zajechała.
Z upartym Samkiem ciężko się sprzeczać było. Nie zważając na Krzychnika, począł na głos wielki wołać swego lutnisty.
Ten się może spodziewał, iż pan bez niego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.