wróblom nią głowy ucinam... a no, gdzie się ruszę, naprzód o mnie wiedzą już i czyhają... dostęp trudny... kroki moje śledzą. Dlatego lepiej gdy ich zmylę i na Niż albo Wołoszczyznę zbiegę, kędy krok w krok za mną chodzić nie mogą, a wrócić potrafię tak, aby o mnie nie wiedzieli. Jest też co na Niżu poczynać...
— Tego my nie widzimy — odparł Andrzej — a zda się nam, gdyby tam miód podbierano, jużby się pasiecznicy znaleźli. O Niżu mówią, że nieład tam wielki, a włóczęgowie ze świata całego i rozbójstwo... Takiego narodu za łeb pochwycić, albo go w karby wprawić, nie Samuela na to potrzeba.
Śmiał się Samek.
— Właśnie może tylko ja ich uchodzę, bom pod czas taki jak i oni. Macie zaś wiedzieć, żem słał do nich raz i drugi z podarkami, jak się patrzy, z obietnicami, co wdzięcznie przyjęli. Jacy oni są, to są, a rozumieją, że gdy wodza dostaną, dopiero znaczenia nabędą. Zaś prosty chłop im nie starczy.
Zrobię co na Niżu czy nie, na dwoje o tem wróżono, a no próbować wolno, rozpatrzeć się nie grzeszno, życie nawet ważyć nie kosztuje mnie, bom je i tak już zmarnował.
Zawładnę Niżowcami, naówczas i król i Czarna Rada będą musieli ze mną się układać, bo im zarówno zła jak dobrego przyczynić mogę. Przyczem
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.