Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeka osobliwa i niedostępna w tych miejscach, którą potrzeba znać, aby ją bezpiecznie przebyć. Wznoszą się bowiem na znacznej przestrzeni jej skały, jedne większe, drugie mniejsze, niektóre ponad wodą, inne nieco nią osłonięte, a tak całe koryto przecinające, że nieznajomy człek ani wpław, ani czółnem nie przepłynie tych progów, których tam niemało jest. Każdy z nich ma nazwisko i różni się jeden od drugiego, wszystkie przecie zawadą są dla żeglujących. Dodawszy po brzegach niezmiernie wysoko wyrosłe trzciny, niby lasy, a moc ptastwa wodnego, możecie sobie wystawić jako ten kraj wygląda. Twierdz kozacy nie potrzebują i wiedzą o tem. Łatwiej się tu obronić, niż wyśledzić i schwytać.
Prowadzili nas tedy między dwa te progi na uroczysko, które oni Jawołżanem zowią, dla przeprawy, a myśmy jeszcze tak przespieczni szli i ich przysięgami uspokojeni, jakbyśmy doma byli. Tu tedy pierwszy wypadł znak, iż z kozactwem daleko było do końca.
Zobaczywszy hajduków zbrojnych kupę niemałą, nas orszak znaczny, kozactwo, które się tu już zbiegło w kilkaset ludzi, zdala się trzymało i zaraześmy postrzegli, że się nieprzyjaźnie mają.
Była chwila jakby się napaść i bitwę stoczyć gotowali; posłano Zuzulę dla rozmowy i porozumienia i rzecz się wyjaśniła.
Nieświadomi tego co starszyzna ich z p. Sa-