i omal nie w pasyą wpadł, nie wiedząc co czynić... a jako naturą jego zawsze jest i było, że długo czekać i trwać nie umie, a w ogień się rzucić gotów, gdy mu krew zakipi, tedy mocnom go widział myślami utrapionym i niepewnym.
Posła tatarskiego zrazu odpuścił tak jak z niczem, aliści nocą się inaczej rozmyśliwszy, wysłał za nim pogoń i kazał go nazad strwożonego do siebie przywieźć.
Uszom moim wierzyć nie chciałem, gdy posłowi rzekł, iż gotów jest carzykowi do Persyi towarzyszyć, byle mu poprzysiągł carzyk, iż za żywot jego i bezpieczeństwo ręczy wszędzie, aby go gdzie nie struto lub nie zabito, jak to u turków łacno przychodzi.
Żądał, aby z tą przysięgą mu carzyk przysłał mustalika swego i przedniejszych murzów kilku, którzyby imieniem jego uroczyście to wedle obrzędu ich zaprzysięgli (przyczem oni wodę leją).
Dał posłom na to tydzień czasu pan i miejsce dla przysięgi wyznaczone zostało, z czego widzieliśmy posły uradowane wielce. Pan Samuel też animuszu sobie dodając, dobrej myśli był, z tej Persyi i dalekiej podróży u boku cara tureckiego wiele sobie obiecując, czemuśmy się dziwowali, a on naszą prostotę wyśmiewał.
W tem miejscu opowiadania, gdy Zarwaniec nieco spoczął, chcąc sobie gardło odwilżyć, rzekł pan Krzychnik do brata.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.