Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Zostaw ty mnie w pokoju, masz co lepszego do czynienia, na gródkach moskiewskich pogranicznych lepiej się obłowisz niż u mnie, a snadniej ci z nieprzygotowanymi będzie niż ze mną, który wiem i czekam...
Więc jeśli mnie w pokoju zostawisz, dam ci pięćset koni na Moskwę. Na którą propozycyę p. Samuel do czasu żadnej nie dał odpowiedzi, ale teraz mu ona przyszła na pamięć.
Bieleckiego tedy do hospodara wyprawił zaraz, dając mu cztery niedziele czasu na przysłanie posłów dla zmowy, do której gotów był przystąpić.
Otóż nam te cztery niedziele za dziesięć stały, jak to się mówi po prostu, w gardle kością, że p. Samuelowi wszelkiej już cierpliwości i wytrwania brakło.
Kozacy się poczęli na gwałt rwać, aby tatarów zarywać, coby im łatwo teraz i bezkarnie przyszło, bo carzyka nie było, sił nie mieli, a wioski tatarskie tuż ku granicy się przysunęły.
Śmieszno rzec, jakby się wieś z miejsca na miejsce przenosiła, ale u tatarów nieinaczej jest, tylko chaty na kołach, z wojłoków mają, a w nich wszelki sprzęt i niewiasty i dzieci. Dokuczy im co, albo paszę wyjedzą, lub wody powysychają, zaprzęgają do tych chat i ruszają gdzie się im podoba. O których powiadają, że naturę już nawet taką mają, z wiekuistego nawyknienia, iż