wiem. Ty żar chcesz wygrzebywać Samuelowymi rękami, a czemu sam nie poczynasz?
Jam do tego niezdatny, ani się rwę, choć sercem i duszą z wami jestem; ty zaś, co się tak niecierpliwisz, czemu nie robisz nic.
— Bom tak jako i miłość wasza do roboty onej niezdatny — odparł Krzychnik. — Wymyśleć i wskazać co czynić, moja rzecz, a gdzie na koń siąść i z szablą drogę po nocach zabiegać i zasadzać się trzeba, jam do niczego. Każdy człek się do czego innego rodzi, p. Samuel rzutki jest i gdy w dobrych rękach, nieoceniony. Własną głową tak chodzi jak ono to na Niż, a za wskazaniem mojem, onby nas wszystkich z tej niewoli Batorowskiej wyzwolił. Jeżeli powróci, nie może inaczej być, ja go wezmę w swe ręce... Zobaczycie.
Pokłonił się słuchając Zarwaniec i rzekł cicho:
— Ino, proszę miłości waszej, pana Samuela wziąć a uczynić go komu posłusznym, to jest sztuka, której bodaj nawet pan podczaszy nie dokaże. Naprzód, że już za stary jest, aby swobody, do której dobrze nawykł, pozbyć się chciał, a potem krew ma gorącą, więc choćby się i poddał, w tem poddaństwie nie strzyma.
Rozśmiał się podczaszy.
— Ale on go ani czuć, ani znać nie będzie — rzekł — myśli toż samo co ja, pójdziemy ręka
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.