Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz-li co nowego? — zapytał hetman.
— Siła rzeczy jest — rzekł rotmistrz — ale wszystko odgrzewane.
— Cóż Zborowscy robią? — zapytał Zamojski trochę się marszcząc.
— To co zawsze, spiskują — odparł Mroczek — a mnie się widzi nie przestaną, aż po łbie który z nich oberwie.
— Myślę, że groźby dosyć będzie — odezwał się hetman. — Podczaszy najgorszym jest, ale odwagi nie ma. Burczeć będzie i poduszczać drugich, sam nic nie pocznie.
— Na to ma Samuela — odezwał się Mroczek.
— Ten na Niżu z kozaki — dodał hetman.
— Jako żywo, powrócił — śmiejąc się, począł rotmistrz. — Cuda tedy powiadają, jako tam dokazywał, jak hetmanił, jak buławę dzierżał, z kozaki, wołoszą, tatarami, turkami, moskwą się potykał i zbywszy mienia, a mało i nie życia, goły powrócił.
Zamojski słuchał roztargniony.
— Gdzież jest?
— Pewnie w której z majętności swych odpoczywa, bo z banicyi oni sobie nic nie czynią, powiadając, że dawno została zabytą... a gdy on w wojsku króla nie powoływany wojował, więc i wszędzie swobodnie obracać się może.