tak łatwo do dworu dostać było, opasywał go częstokół dębowy, wysoki, mocny i ziemią z jednej strony umocowany.
Oprócz tego opowiadano, iż z pośrodka domu, pod którym były lochy murowane, tajemne drzwi prowadziły wązkim korytarzem w głąb ziemi, tak iż popod rzeczułką przeszedłszy, dozwalał jak w starych zamkach, tak zwane wycieczki, wydobyć się niepostrzeżonemu.
W Białym Kamieniu, gdy pana Samuela nie było, a trwało to niekiedy czas dłuższy, bo niespokojnemu Zborowskiemu nawyknienie i temperament długo w jednem miejscu trwać nie dopuszczały, była zawsze jakaś załoga miejscowa, aby w razie niespodzianego przybycia, wszystko na swe przyjęcie znalazł pogotowiu.
I nagle ta pustka, w której kilku starych niedołęgów ziewało, zmieniała się we wrzawliwie przepełniony dworzec, w którym ludzi i konie zaledwie można było pomieścić.
Samko nawykł był nietylko na Niż, ale po Rusi i gdziekolwiek się obrócił jeździć tłumnie, hajduków i czeladzi wiodąc z sobą zwykle głów trzydzieści i więcej. Oprócz tego towarzyszyli mu przyboczni jego przyjaciele i słudzy, rezydenci, urzędnicy. Ciągnął czasem z sobą gości, prowadził psy, wieziono sokoły, z któremi po drodze polował, szły wozy ze śpiżarnią, a niektóre z bronią i z namiotami. Nie pytano po drodze, czyje
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.