spieszył z obiadem, i p. Samuel przyodziany lekko już szedł do izby jadalnej, w której się wszyscy gromadzili. Jedna Motrunka nie miała się tu prawa pokazywać.
Zborowski nie byłby tak dalece może poszanował córki, aby ulubienicy zakazał przychodzić, ale Anusia oświadczyła, że u jednego stołu z chłopką siedzieć nie będzie, a chłopka nietylko u stołu siedzieć, ale przy nim pierwsze miejsce mieć chciała — i straciła prawo do niego.
Boksicki, Zapatelli mały, zażywny, tłusty i brudny braciszek w trepkach i habicie ladajakim powrozem przepasanym, kilku szlachty, starsi urzędnicy dworu, naostatek Żabikowska wystrojona śmiesznie, już dokoła wielkiego stołu oczekiwali. Szlachta dobywała zawczasu łyżki z za pasa i ocierała je rękawami, czeladź parujące wnosiła misy, z których korzennych przypraw wyziewy buchały. Zapatelli wedle zwyczaju zabierał się odmawiać Benedicite, choć nikt na nie ani zważał, ni czekał, gdy wpadł Samuel.
Anna stała w drugim końcu izby, wystrojona dnia tego, z twarzyczką rozkwitłą dzikiej różyczki, a zobaczywszy ojca, namiętnie się mu rzuciła na szyję.
— A! przecież! — zawołała głośno — ja nie lubię, gdy ty mi się zamykasz na pokutę. Ja i tak nie zawsze ciebie mam, każdej mi godziny
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.