Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

się uciszyli, ale obity skakał do oczów lutniście, a inni, co także go nie lubili, pomagali.
Ksiądz włoch, z którego się Wojtaszek naśmiewał, skrobał mu marchewkę na palcu. Już, już tylko co nie było widać, jak się do bójki wezmą, w której lutnista sam jeden miał być przeciw wszystkim.
Widząc to i nie czekając, Wojtaszek się nieco ku drzwiom cofnął wewnętrznym. Wtem te się otworzyły i słuchająca pod niemi Motrunka wpadła jak opętana, chwytając za rękę Wojtaszka, chcąc go uprowadzić z sobą. Zborowski rozjątrzony tym, na nią na głos wołał:
— Precz, ty łajdaczko...
Anusia nie chcąc być świadkiem sceny, wybiegła drugiemi drzwiami.
Wtem ogromnym głosem odezwał się Samuel:
— Boksicki, nic mu nie czynić, ja cię pomszczę. Wziąć go i za drzwi precz wyrzucić, choćby i z tą dziewką razem. Dobrana para.
Lutnista, który pokumaniem go z chłopką srodze się czuł obrażonym, cofnął się od niej, a Motrunka z krzykiem sobie oczy zasłaniając, uciekła.
Boksicki zaś skinąwszy na swoich, przemagającą siłą naparł na Wojtaszka, który nie czekając aż go wyrzucą, wyrwał się i uciekł sam precz.