Skupiali się około tego wybrańca fortuny najznakomitsi i rodziny najstarsze, owi krakowscy primates, którzy od wieków tu przewagę mieli, przyjmowali go za swojego. Z Tarnowskimi i z panami z Tęczyna stał jako najlepiej. Od Zborowskich i obozu przeciwników odpadało wszystko, i jak to po ludzku się zawsze dzieje, słabych opuszczali nawet ci, co im wierność byli powinni.
Siła zawsze ma w sobie moc przyciągającą.
Doświadczali tego teraz panowie Zborowscy, gdy usiłując się zbliżyć do tych, co im niedawno jeszcze potakiwali, znajdowali ich zimnych, milczących, zmienionych i jakby przerobionych na innych ludzi.
Wszystko się od podejrzanych o jakieś knowania odsuwało i zapierało wszelkiego wspólnictwa z nimi.
Marszałek Andrzej jeszcze, którego za przejednanego uważano, znajdował ludzi, co się obok niego publicznie stanąć ośmielali, ale podczaszy, o którym się wieść rozeszła, iż go król ani widzieć, ani z nim chciał mówić — chodził jak zapowietrzony, nigdzie się nie mogąc ukazać.
Co się w nim działo i jaki gniew a pragnienie zemsty w duszy nosił, o tem jeden może wiedział Samuel, którego on częstemi a nieostrożnemi nawiedzał listami, nie wyjeżdżając z Krakowa, choć wcale już tu co robić nie miał. Poił
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.