zwrócone, i od Moskwy przybyli ludzie nieznaczni, z poleceniem, aby języka dostali.
A że na Moskwę i wszystko co ztamtąd szło, oczy pilno były zwrócone, musiał się w. kniaź posłużyć tymi rusinami, którzy mu po Ościku tam pozostali. Tym zlecono, aby też ze Zborowskimi się zwąchali.
Zdziwił się nieco podczaszy, gdy mu jednego ranka oznajmiono, iż się z nim ktoś na osobności widzieć życzył; ale od tak dawna on ludzi szukał, a jego nikt prawie, iż gościowi rad był niepomiernie.
Z pierwszego wejrzenia gdy na próg wchodził, Krzysztof w przybyszu poznał rusina lub litwina, bo i suknię miał krojem więcej do moskiewskiego zbliżonym uszytą i w mowie śpiewnej pochodzenie zdradził.
Skłopotany począł od tego, iż się jako Worczeńko, panów Chłodkiewiczów[1] sługa i domu ich przyjaciel na kresach osiadły prezentował, przybyły na wesele dla ciekawości, a że tu nikogo znanego sobie nie miał, Zborowscy zaś w kolligacyi byli z Chodkiewiczami..
Przedmowa ta dosyć niezręcznie sklejona, panu Krzysztofowi doskonale była zrozumiałą, domyślał się z kim miał do czynienia, i gościa na ławie posadził.
Worczeńko miał się za bardzo przebiegłego dlatego, że z prostymi zawsze ludźmi miał do
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Chodkiewiczów.