Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

oficynie szukać nie będzie środków potemu... przywiezie sobie z Włoch, dostanie z Niemiec, albo i od bab z Rusi, kędy czarownice i trucicielki mają być pospolite.
Panom zaś Zborowskim — rzekł w końcu, czując się w obowiązku wystąpienia w ich obronie — panom Zborowskim nie przypisujcie myśli zdradliwego podsuwania napoju. Powinniście ich znać, z nich każdy ubić może bardzo łatwo, gdy w pasyę wpadnie, szczególnie Samuel, ale się podkradać i podstępnie życia zbawiać, to nie jest ich rzecz. Podczaszy się o własne boi i utrzymuje, że kanclerz jego chce zgładzić trucizną.
Porwał się Mroczek gniewnie.
— Milczże — krzyknął — kanclerz pan mój we Włoszech prawda bywał i mieszkał i zna włoski obyczaj, ale go nie przejął i z odkrytą przyłbicą walczy a pokryjomu nic nie czyni... posądzać go o to nawet grzechem jest.
— Ja też tego nie czynię, ale drudzy — zawołał Fontanus.
— A ci z siebie sądząc się tego dopuszczają — odparł Mroczek.
Uspokoił się zwolna Fontanus, a po rozmyśle i rotmistrz także ostygł.
— Nie jest mi źle w Krakowie — rzekł po chwili aptekarz — nie skarżę się, ale mam-li być posądzanym, a na męki ciągniętym, wolę zwinąć moją oficynę, i na Szlązko się wynieść albo do Pragi.