Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

mu też ubił. Naostatek wreście weszli w szranki ochotnicy ostatni: Stanisław Ciemiński z Bronisławem Orchowskim, ale na tych harc mało kto patrzył, bo następować miały maszkary, które największą ciekawość obudzały, więc na nie wytężona była uwaga.
Turniej ów, przy którego odprawieniu młode rycerstwo mocno obstawało, bo same widowiska i maszkary nie zdały się godności hetmańskiej odpowiadające, do różnych pobudzały refleksyj.
Mimowolnie wszystkim na myśl przychodził Wapowski, po którym wdowa dotąd w żałobie, nieutulona w żalu, prawdziwie święta matrona, chodziła. Przypomnieli się Zborowscy, co tak krwawo pierwszy dzień niemal panowania Henryka zaznaczyli. Szukano ich tu oczyma napróżno, i nie znajdowano krom kasztelana, bo Andrzej nie występował naprzód, a Krzysztof, ciekaw oglądania, musiał się kędyś na strychu umieścić, małym i niepostrzeżonym czyniąc, aby go tam nie poznawano.
O Samuelu zaś ani mowy, ani słychu nie było, i nikt się go tutaj ani spodział, ani domyślał, aby miał głowę ważyć dla ciekawości próżnej.
Toteż może nie dla niej, ale dla przechwałki późniejszej i dogodzenia zuchwalstwu własnemu, Samuel potajemnie, samotrzeć w opończy niepokaźnej dobieżawszy do Piekar wieczorem dnia