Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

rowskiego zdradzając, zyska coś za to u króla. Do wykonania jednak przystąpić nie mógł, potrzebował, aby go ktoś polecił i ułatwił mu. Na Franciszkańską ulicę, do Piekar, nie śmiał się udać i zadaleko mu było.
Przeciągał więc pobyt we Lwowie, o dawnym panu tu i owdzie dostając języka.
Naostatek na coś się już ważyć musiał, bo coraz mu gorzej być zaczynało. W początkach konia z rzędzikiem, którego z Kamienia uprowadził, utrzymywał w gospodzie, aby zawsze go mieć, gdy wyjechać zechce; lecz okazało się, że trzymanie go na stajni w mieście, niemal tyle kosztowało, co człowieka. Gdy więc bieda przycisnęła, musiał się postarać o to, aby wierzchowca zbyć, co mu przy pierwszej zręczności Szeremi ułatwił, sam na tem zarabiając.
Pozostawszy pieszo, gnuśne chłopię już się prawie z miasta dalej wybrać nie mogło i pozostało niewolnikiem przy gospodzie.
Ormianin też coraz się z nim poufalej obchodził a mniej go szanował, gdy Wojtaszek miał się za bardzo wielkiego człowieka. Słyszał on po świecie o tem, co głośnem było, że Ciołek u króla Aleksandra sobie głosem i lutnią łaskę pozyskał i najwyższe dostojeństwa, że Grzegorz z Sanoka niegdy śpiewem także w początku zdumiewając, do arcybiskupstwa się wznieść potrafił.
Jemu się też zdawało, że głos i kunszt do