— Miłościwy panie! — zawołał — alem ja na usługi króla gotów całem sercem... ino rozkazujcie, jam wasz...
Tymczasem o wczorajszem ani słowa, jakby Cobar zapomniał o tem i nie myślał.
— Daję wam słowo — rzekł — miejsce przy dworze z jurgieltem jakbyście w ręku mieli. Ale mnie pilno! Jechać muszę! Godzina późna! Wołać gospodarza... Dawaj rachunek zbójco!
Rachunek tedy z ormianinem czynić mając, sięgnął Cobar do kieszeni, pugilaresik wczorajszy dobył i począł go przeglądać.
— Ach! — zawołał nagle, ukazując Wojtaszkowi jego notatkę. — Na śmierć o tem zapomniałem... Czytajże coś mi to wczoraj tu napisał... hę? Miałeś mi jakąś historyę o Zborowskich opowiedzieć, dla króla JMci ważną?
Tego Wojtaszkowi potrzeba było, czekał tylko i trwożył się, czy Cobar nie puści sprawy w zapomnienie.
— Gotówem — odparł natychmiast — gotówem słowa dotrzymać, ale miłościwy panie, ni mniej ni więcej, ja głowę moją ważę, bo z panem Samuelem sprawa a z szatanem lub oprawcą, wszystko jedno. Nie gubcie mnie, jeżeli nie macie mocy ani uczynić co mi obiecujecie, ani mnie od okrutnej pomsty obronić.
Widzę ja wprawdzie, że możnym jesteście, ale
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.