Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Z całym zapałem czującego się niewinnym człowieka, wniósł sprawę pokrzywdzonej i spotwarzonej familii swojej Jan, błagając króla, aby fałszom złośliwych nieprzyjaciół Zborowskich nie dawał wiary.
Kasztelan mówił gorąco, łzy mu nawet z oczów płynęły, unosił się, ukarzał, prosił, a ile razy spojrzał na twarz króla, aby zbadać wrażenie, nie znajdował na niej, ani litości, ani najmniejszej oznaki złagodzenia.
Prawda, że Batory w ogóle niełatwym był do zwrotu w przekonaniach, a do przebaczenia nieprzyjaciołom nieskłonnym wcale. Nie znano prawie przykładu, aby urazę osobistą darował. Sprawy jego w Polsce to usposobienie podniosły jeszcze i spotęgowały. Od elekcyi samej trwała z początku otwarta, potem tajona walka z cesarskimi partyzantami, którzy mieli stolicę swą we Wrocławiu, znanych dowódców, wyznaczone sumy i wciąż podkopywali powagę, znaczenie, trwałość rządów Batorego.
Na jednego Łaskiego, który padłszy królowi do nóg, nawrócił się szczerze i wiernie mu służył, było stu Czarnkowskich, Uchańskich, Gostomskich, Tarnowskich, którzy zajmowali miejsca w senacie, a listy wysyłali do Wiednia i stali na żołdzie cesarza.
O tem wszystkiem Batory był uwiadomiony, donoszono mu. Ani zwycięztwa, ani powodzenie