Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

często Samuel, że go nie widział, tęsknił za nim, ale go do siebie nie powoływał. A gdy Aleksander przyjeżdżał, nie przyjmował go zwykle w Białym Kamieniu, ale gdzieś indziej i ze skromniejszym dworem. Sam on przy synu starał się być innym. Wprawdzie warcholstwa nigdy nie mógł zrzucić z siebie i pozbyć go zupełnie, ale o wiele się stawał poważniejszym.
Aleksander miał usposobienie rycerskie, sposobił się też głównie do służby wojskowej.
I na ten zjazd nie wziął go z sobą Samuel. Trzej bracia mieli być sami, nie mając z sobą tylko sługi swe zaufane.
Jana nie powoływano nawet, tak że o zjeździe nie wiedział.
Samuel przybył zwieczora dnia jednego, nazajutrz przyjechał Krzysztof, naostatek Andrzej nadciągnął, a pierwszem jego słowem było narzekanie, że zjazd mu się zdaje cale niepotrzebnym i zbytecznym.
— Co tu już omawiać, o czem radzić! — rzekł. — Od lat kilku wodę warzymy i tyle tylko, że jej w garnku coraz mniej.
Krzysztof nie odpowiedział nawet na to. Samuel zafrasował się o jadło i napitek, chcąc naprzód grzeszne pokarmić ciało. Miał z sobą małmazyi beczułkę.
U stołu, który Michał w kuchni rozpowiadając o Niżu i o jakichś sławnych kaczkach, które tam