potrzeba, a gdy król ją uzna, ufam, że nieprzyjaciele domu naszego będą uskromieni, a król pańskiemu słowu swemu zadość uczyni i ze mnie ten dekret zdejmie, auctoritate et benignitate sua regia, uspokajając. Ale, jeżeli około uszu królewskich zagłuszą pochlebników i złych ludzi hałasy, i nie uzna niewinności, tedy ja już w Polsce czynić co nie mam. Jadę do pana imion tych marszałka Andrzeja, brata i opiekuna mojego, temu dzieci i wszystko zleciwszy, co on postanowi, uczynię”.
Uważać należy, iż marszałka wymieniając jako starszego i opiekuna, o Janie kasztelanie wcale nie wspominał.
Gdy trzeciego dnia wyjechał ze Lwowa, w Jaworowie nocował, pożegnawszy chorego Kamienieckiego, któremu życia już nie obiecywano, nadbiegł tu z listem od niego sługa.
Kamieniecki dogorywający chciał się z nim widzieć jeszcze, aby mu odradzać jego imprezę.
Namyśliwszy się Samuel, zawrócił do Lwowa, ale z maleńkim pocztem, a cały tabor swój wyprawił z Jaworowa do Dubiecka i tam mu na siebie czekać kazał.
Powiadano, że Kamieniecki, który już na poły tylko w tym świecie był, a miał widzenia przyszłości, zaklinał go i prosił, ażeby zawrócił do domu i spokojnie siedział, nie chce–li nałożyć głową.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.