publica ufać nie każe kanclerzowi. Mogą umyślnie jaką zwadę i tumult uczynić, i znowu w niej p. Samuela albo pochwycić, lub wmięszać, czy nareście posądzić i uwięzić.
Wiedzieli tu wszyscy o tem, że Zamojski będzie właśnie sądził swoje roki grodzkie krakowskie i w Stężycy miał też być.
Drudzy powiadali, że dla choroby żony miał powrócić do Knyszyna.
— Ja tam nie wiem, gdzie on jest — mówił marszałek głośno — niechaj będzie gdzie chce. O niego mi nie idzie, ale o waszmości...
P. Samuel dotąd znajdował jeszcze wszystko w takim porządku, w jakim mieć sobie życzył; rachunki jego pozostawały niezmienione... Jedno się im tylko nie podobało wszystkim. Znany jako czynny sługa Zamojskiego, niegdy podstarości krakowski Urowiecki, z mocnym oddziałem hajduków zjawił się nagle w Sandomierzu. W mieście szumu dosyć uczyniwszy, przenocował tylko i pociągnął, jak mówiono, do kanclerza.
To zjawienie się Urowieckiego, nieco podejrzane, nie w smak było Samuelowi, bo wedle jego informacyj, Urowiecki miał być gdzieindziej.
To jego przyskoczenie do Sandomierza właśnie gdy tu gościł Samuel, dawało trochę do myślenia, ale ktoś usłużny wytłumaczył Zborowskiemu, że Urowiecki kręcił się dla własnej
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.