wdopodobnie do Proszowic. A zatem Zborowski miał ciągnąć za nim i tu gdzieś jakoś drogę mu zaskoczyć tak, aby przodem wysłany z głównym oddziałem Luzicki z jednej strony, a p. Samuel sam z drugiej na dwór lub gospodę, w której go miano napaść, rzucili się jednocześnie. Zdawało się to tak prostem i łatwem, jak przełknięcie haustu dobrego wina.
Co do orszaku i siły, jaką miał przy sobie kanclerz, pozostawały wątpliwości, ale te Samuel na korzyść własną z góry rozstrzygał. Posłańcy donosili, że mniej więcej mogło być z Zamojskim około stu koni, niektórzy nawet utrzymywali więcej, natomiast jeden, pochlebca, mówił, że się i sześćdziesiąt nie doliczył. Samuel mu to pochwalał i z nim trzymał, dowodząc, że hetman nigdy zbyt wielkiej kupy z sobą nie prowadził.
Dawało tylko do myślenia, iż na czele tych ludzi byli tacy drapieżnicy znani, jak Urowiecki, Mroczek i Serny, a oprócz tego młody pokrewny kanclerza Stanisław Żółkiewski, nie licząc pomniejszych rotmistrzów i różnych stopni wojskowych z nim się znajdowało.
Zborowski się tem łudził, że ich wszystkich miał wziąć niespodzianie, i że jego pochód nieporządny, błędny, nie dozwalał się domyślać, dokąd zmierzał, a szpiegi, co go otaczały i donosiły o nim, odgadnąć nie mogły, co zamierzał.
Słowem, szczęśliwy zawsze i z siebie rad Sa-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.