wic, zaręczał, że było więcej niż sto koni, i że za tym oddziałem miał postępować drugi mniejszy w tylnej straży. Jednym z nich dowodził Stan. Żółkiewski, drugim Urowiecki, a oprócz nich najdzielniejszych było kilku rotmistrzów i uzbrojenie jakby na wyprawę przeciwko Moskwie.
Drużyna nie radził Samuelowi, chociażby nawet udało się niespodzianie zaskoczyć, rzucić się na siłę większą, czujną i mającą kilku dowódzców dzielnych. Miejscowości też, według niego, nie nadawały się do napaści, a sprzyjały obronie, tak, że nawet z orszakiem mniejszym oprzeć się było można, a zdobyć gospodę czy dwór trudno.
Stary sługa wzdychając, powiadał, że daleko dogodniej było wprzódy na drodze najść na Zamojskiego, gdy przy nim Urowieckiego jeszcze nie było.
Zamyślił się Zborowski; przykro mu było, aby wszystko spełzło na niczem jego winą, choć się do winy nie przyznawał nawet przed samym sobą.
— Co to zawczasu przesądzać — odparł markotnie Drużynie — idźmy my szybkim krokiem wprost do Piekar, aby wyprzedzić kanclerza, a tam znajdziemy środki, dostaniemy języka... Stadnicki ma tam czekać... Z Piekar pewnie nocą
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.