Zamojski nagwałt ludzi musiał zbierać i na granicę bieżeć, aby nie dopuścić najścia. Ta czujność jego zachowała kraj od wojny.
Tymczasem, korzystając z wyjazdu Zamojskiego na granicę, p. Samuel natychmiast do Krakowa powrócił, o czem hetmanowi znać dano w drodze, ale ścierpieć to musiał, choć i dla króla rosło ztąd niebezpieczeństwo, bo pamiętano, że się z p. Ciołkiem zmawiał w mieście do niego strzelać.
Pan marszałek Andrzej Zborowski, przeczuwając, iż brat był w niebezpieczeństwie, zapragnął mu zapobiedz i posłał z Lublina do kanclerza z prośbą, aby na niego w Rzeszowie czekał dla widzenia się i rozmowy. Zamojski nie mając czasu ruszył jednak do Łańcuta, i tu go p. Andrzej napędził. Poczęli mówić o sprawach familii i o p. Samuelu. Prosił za nim marszałek, okazał się łagodnym kanclerz. — Szeroka Polska — rzekł — niech w moją juryzdykcyę nie wjeżdża, ja go gdzieindziej szukać nie będę. — Napomniał o to marszałka, aby brata przestrzegł surowo, i wzbronił mu pokazywać się w Krakowie.
Marszałek przy tej zręczności prosił kanclerza o bona officia, aby u Tęczyńskich i pani Wapowskiej i u króla wyjednał zdjęcie banicyi z jego brata. Obiecał Zamojski mówić o tem z Tęczyńskimi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.