Jana listy do pokrewnych szły, do Stadnickich, do pana z Górki, do Tarnowskich, do Spytkowej, ażeby wszelkich wpływów swych zażyli dla ocalenia chociażby żywota Samuelowi.
Obawiano się, aby kanclerz zapobiegając wpływom właśnie, nie przyspieszył wykonania dekretu, ale mylili się w tem, gdyż Zamojskiemu tak on był bolesną koniecznością, iżby go rad był jak najdalej odroczyć.
Spodziewał się może, przy osobistem widzeniu się z Batorym, skłonić go do łaskawości.
Jeszcze Zborowskiego nie doprowadzono do Krakowa, gdy już wieść z Piekar i Stogniewic, z Proszowic, z szybkością błyskawicy rozbiegła się dokoła, iż Zamojski pochwycić kazał Samuela i wprowadzić na zamek do Krakowa. Ta nagła surowość względem człowieka, który przez czas tak długi swobodnie się wszędzie ukazywał publicznie, a nawet bywał w stolicy, tłumaczyła się wprawdzie dla wtajemniczonych historyą Wojtaszka i pochwyconych korespondencyj, które spisku na życie króla i kanclerza dowodziły, ale dla innych był to krok tylko obrachowany, aby kraj i niechętną szlachtę przejąć trwogą i okazać jej, że król nikomu pobłażać nie myśli, ani rodzinom znacznym, ani tym nawet, co mu do zdobycia korony dopomagali, bo do tych się liczyli Zborowscy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.