Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

Już wprzódy na niepomierną surowość Batorego, na tyranią jego podnosiły się głosy, teraz zerwała się burza, uderzono na gwałt; nieprzyjaciele nawet Zborowskich widzieli w tem porwanie się na swobody i przywileje szlachty, cóż dopiero rodzina, spokrewnieni, przyjaźni i ci, którzy stojąc po stronie cesarza, wyzyskiwali co mogli przeciw królowi. To co przewidywał Zamojski, ziściło się z nawiązką; w jednej chwili umysły były zaognione, krzyki i wyrzuty najgwałtowniejsze się wzniosły. Dotykały one króla, który był odpowiedzialnym za Zamojskiego, ale w daleko większym stopniu spadły na kanclerza. W nim widziano instygatora, sprawcę, winowajcę. Nieprzyjaźń ze Zborowskimi, odgróżki Samuela dawno były znane powszechnie; uwięzienie uważano jako pomstę osobistą. Sprawa stanęła jako walka Zamojskiego ze Zborowskimi.
Od zabójstwa Wapowskiego, przez szalone wybryki Samuela, postępowanie nieczyste i niejasne jego braci, przerzucenie się ich do cesarskiego obozu, Zborowscy znacznie na swym wpływie i poszanowaniu u ludzi stracili; ale zawsze, choć nadrujnowany marszałek, choć zubożały podczaszy, mieli jeszcze i majętności rozległe i stosunki ogromne i związki i klientów, a szlachtę drobną, która ślepo szła z nimi.