— Nie dosyć na tem — dodał król — ja podczaszemu Krzysztofowi nie daruję. On stanie przed sądem sejmowym. Mam listy, jest królobójca, a jeśli nie spełnił zamiaru, nie zbywało mu na chęci.
I z goryczą, z gniewem powtórzył Batory:
— Ha... Rex, si hoc nomine dignus! Byłbym w istocie niegodnym imienia króla, gdybym na krok im ustąpił. Krzysztof da głowę!
— Niema go w kraju, N. Panie — odezwał się poseł — jest na Morawie w państwie cesarza i mieni się jego poddanym.
— Ale był moim — przerwał król — i odpowie za to, co tu popełnił. Nie będziemy go mieli, skażemy na banicyę jak brata, a ukaże się li w krajach naszych, spotka go los Samuelowy.
Przeciwko Janowi nie mam nic — dodał — oni jego oszukiwali, on o niczem nie wiedział, ale marszałek należał do trójcy, i jeśli ujdzie, niech się ma na baczności. Uchwycę-li go na uczynku, nie daruję, jak tamtym dwom.
— Niestety — odezwał się Zamojskiego posłaniec — wszyscy oni trzej należą do rodziny, połączonej z wielu domami znacznemi w Koronie i na Litwie, zjedna to nam nieprzyjaciół.
— Jawnych! — odparł Batory — tem lepiej, dotąd nimi byli skrycie. Owszem niech powstaną, stawię im czoło. Kanclerz stając u mego boku
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.