Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

odgrażał, dla przykładu drugim został ukarany.
Łamał ręce biskup, przewidując, że król z tej surowości pożytku mieć nie będzie, lecz Zamojski więcej już uczynić nie mógł.
Takie było w ogóle usposobienie niemal całego narodu, iż Samuela, którego potępiała większość niedawno, raczej ocalonym, niż ukaranym widzieć chciano.
Surowość króla przestraszała.
Może gdyby przebaczył, wołanoby przeciwko niemu za bezkarność, naganiano powolność, ale teraz ganiono bezlitośną surowość.
Przyczyniało się do tego przewidywanie burzy i rozdwojenia w narodzie.
Nieprzyjaciele nawet Samuela widzieli w nim szlachcica, męża imienia znacznego, który jak prosty złoczyńca ginąć miał, co całemu stanowi szlacheckiemu czyniło zakałę. Nie godziłoż się dla potomka takiego rodu osobnego zwołać sądu i dowieść mu winy. Banicya była tylko w oczach większości pozorem, gdyż przez długie lata wcale z niej nie korzystano.
Wszędzie od dworów szlachty, do browarów miejskich, w których nad kuflami piwa siedziało mieszczaństwo i rzemieślnicy, rozprawiano o Samuelu, opowiadano jego bohaterstwa na Niżu i gwałty popełniane w domu. Kraków sam widział ich niemało. Gawiedź jedna znajdowała, że