Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

a krewnych namawiał, aby daremnie się za Samuelem nie ujmowali. Ponieważ słudzy, jako Borowski, Luzicki i inni gwałtem się na burgrabstwo parli, wciskali, przekradali, kazano ich łapać i ścigać, ztąd nowe na kanclerza krzyki i potwarze, iż na gardle chciał niewinnych karać.
Ile naówczas ucierpiał Zamojski, wyrazić trudno, a nie dziw też, że wiedząc o woli króla nieprzełamanej, rad był conajprędzej wyrok spełnić i koniec temu położyć.
Księdza biskupa krakowskiego, który z obowiązku chrześciańskiego nie mógł interwencyi swej odmówić, musiał jeszcze raz przyjąć Zamojski i wysłuchać próśb i zaklęć nadaremnych.
— Ojcze mój — odparł i wzruszony razem i zniecierpliwiony, całując ręce pasterza — nie moja w tem wola. Ja stoję pod rozkazami króla i prawa, a oboje mnie zmuszają winowajcy nie folgować. Nie przypisujcie tego mnie, co mi tak twardem jest do spełnienia, jak Zborowskiemu będzie do poddania się.
— Ale król? król? — zapytał biskup — byćże może, aby się tak chciał okazać okrutnym?
— Okrutnym nie jest — rzekł Zamojski — ale mu krwi napsuto wiele, bluzgając w oczy wyrzutami niesprawiedliwemi, a ma to przekonanie, iż dla dobra rzeczypospolitej zuchwalstwo i warcholstwo wszelkie ukrócić potrzeba. Na Zborowskich zaś ciężą tak jawne winy, iż królowi