Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

w myśl królewską, nie przyłożyłem się do tego najmniejszą rzeczą, a żadna rzecz mnie od tego nie odwiodła silniej, jak właśnie ów list pana Krzysztofa.
Wreszcie co się tyczy naszych zjazdów i narad, tak w izbach i komorach naszych, jako pod czas i na trawie w lesie, z czego mi grzech czynicie, Bóg to wie, iż my trzej bracia młodsi radziliśmy się tam z okazyi wesela w. miłości.
Spodziewaliśmy się przy okazyi tej przyjść do łaski J. Kr. Mości, zwłaszcza żeśmy mieli obietnice miłości waszej i nietylko słowne, ale na piśmie.
Omyliłaby zaś nadzieja łaski, radziliśmy się wyprzedać z Polski, a innego, łaskawszego pana szukać sobie, wreście krzywd naszych się pomścić, ale godziwie i przystojnie, choćby i na miłości waszej, gdyby się okazało, że przyczyną byliście niełaski.
O królu tam ani mowy, ani wzmianki nie było najmniejszej; w myśli nam nie postało przeciw niemu knować. Wreście się na tych radach nie postanowiło nic, bośmy czekali na pana gnieźnieńskiego.
Ja potem do Złoczowa jechałem i nie powracałem już do nich, bracia zaś z pogrzebu wojewodziny krakowskiej pojechali do Krakowa. Do mnie zaś pisali uspakajając, że i u króla i wszędzie dobrze będzie, że się nie ma czego obawiać.