Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Pachołek zaś nieopatrzywszy się, nie podniósł miecza, aż Zborowski obejrzał się i zawołał.
— Cóż czynisz?
Popchnięto pachołka, który z całych sił, ale niezręcznie uderzywszy w szyję, kęs plecu też zaciął.
Spadła głowa zaraz na ziemię i odskoczyła od niej trzy razy ku Urowieckiemu, który przelękły przed nią w bok uchodzić musiał i nierychło się uspokoił, bo ludzie patrząc na to różnie wróżyli. Czasu tych kilkunastu dni więzienia Urowiecki sobie często bardzo ostro poczynał z nim, litości mu nie okazując, jak Mroczek, który szorstki był, grubianin, ale serce miał.
Taki był koniec onej tragedyi Samuelowej, jeżeli to końcem nazwać się godziło, bo naprawdę powstałe i zrodzone z niej zamięszanie, które wstrząsnęło rzeczpospolitą, królowi i Zamojskiemu trosk niemało przymnożywszy, dopiero się od tej godziny poczęło.
Prosta, z sosnowych desek zbita trumienka już była zawczasu przygotowaną, w którą ciało jak leżało wrzucono zaraz i głowę też, a krew jeszcze z nich ciekła, poczem nakrywszy ledwie, postawili ją oprawcy przy małym domku u furty, który przekupka trzymała. Nie chciano ciała zabierać i grzebać, aby jeszcze większego nie wywoływać gniewu rodziny, któraby się była o zwłoki upominała.