Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Na zamku wieczorem dnia tego odetchnęli wszyscy swobodniej, gdy rodzina, przyjaciele i cały ten tłum szlachty odpłynął za trumną. Sądzono iż się wkrótce rozdrażnienie uśmierzy, a Zamojski powtarzał swe piwo, nie rokując poruszeniu temu długiego bytu, a rachując, że przed sejmem się zatrze wspomnienie. Na ten raz jednak rachunek się mylnym okazał.