bratu, że on też głowę ma na karku nie dla proporcyi, a na rzeczy się zna i plewy od ziarna rozróżnić umie...
Nadchodził sejmik w Proszowicach, na który miał podczaszy przybyć, aby okazać, że kanclerza i jego pogróżek o gardło się nie lęka.
Wszystko niemal co się tu przygotowywało, nie było Zamojskiemu tajnem. Tak jak wprzódy Urowiecki krok w krok niemal za Samuelem jeździł, a Boksicki go, domownikiem będąc zdradzał, teraz też na dworze p. Andrzeja były służki kanclerza, dojeżdżali jego ludzie i do Krzysztofa. Co się tu radziło, mówiło, gotowało, o tem wiedział Zamojski. Z sejmiku proszowickiego wielkich się rzeczy nie obawiał ani spodziewał, ale go wiadomość o Pruskim, o truciźnie, o Dzierżku do żywego poruszyła.
Nie zwykł był gniewać się nigdy, ani unosić, tym razem jednak, znak krzyża świętego uczyniwszy skoczył jak młodzik, gdy posłyszał, że on miał truć Krzysztofa.
Było to wprost śmiesznem, ale razem oburzającem. Wiadomo jak szlachta drobna łatwowierna jest i chciwa plotek, zwłaszcza gdy one możnych się tyczą i mogą ich obryzgać...
Nic to nie pomagało, że baśń była niedorzeczną, tłumy w nią chętnie wierzyć mogły, a ubrano ją tak w pewne szczegóły, w nazwiska, iż miała jakąś barwę rzeczywistości.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.