Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Marszałek strzegł pilnie, aby słuchacze byli przysposobieni do przyjęcia jak należy... Usposobienie też dla Zborowskich, którzy karmili, poili i wszystko na szlachtę a moc jej zdawali, było jak najprzyjaźniejsze.
Czego w tej mowie nie było!
Wyrzucał Zamojskiemu, że był szwagrem (sic) królewskim „niesłychana to rzecz w Polsce“, że zarazem koronę nosił, hetmanem był, żołnierzem rządził, władzę sprawował i posłuch nakazywał, a płacić mu za to musiano.
Dalej mówił, że Samuela zabił niewinnie, że jeszcze ich, Zborowskich, oskarżał o zamachy na zdrowie królewskie.
Gdy to mówił, szlachta wzdychała. P. Krzysztof wtrącił, że wzdychać i niewiasty umieją, a trzeba było działać. Potem gdy się zaczęto z tem wyrywać, aby na sejm jechać gromadnie, oparł się. Prosił tylko, aby wybrano posły takowe, żeby się na żadną prywatę nie oglądali.
Naostatek z wielką ostentacyą podczaszy kląkł, palce złożył i głośno wobec całej szlachty poprzysiągł.
— Przysięgam Bogu wszechmogącemu i temu jego obrazowi świętemu, że się mścić będę krwie brata mego niewinnej do śmierci, nad nim i nad powinnymi jego... Wiem ci, że ten pan, jako szwagier królewski pociągnie wiele ludzi za sobą, ale już „pereat anima mea cum inimicis meis“,