Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie śmiało dziewczę zapytać się go o Wojtaszka długo... naostatek raz wyszeptała nieśmiało.
— A Wojtaszka nie widziałeś?
— Nie — rzekł Borowski. — Widywałem go z Luzickim chodzącego, bo się coś bardzo z sobą pokumali, a to mi było przykro... potem Luzicki gdzieś pojechał, a o Wojtaszku ani słychu.
— Popytajże o niego na zamku — dodała Anusia — masz tam pewnie znajomych.
Powlókł się tegoż dnia Borowski i powrócił zdyszany, bo mu z nogami obrzękłemi bardzo ciężko chodzić było. Zameldował się zaraz do panienki.
— O Wojtaszka chodziłem się dowiedzieć na zamku — rzekł kłaniając się — ale ani muzycy jego towarzysze, ani nikt we dworze nie wie o nim, a tak mało dbają o Wojtaszka, że nawet nie dochodzą gdzie się podział. Ostatniemi czasami śpiewał dużo na mieście i wesół był a dobrej myśli.
Mówią, że u pana Cobara prosił, aby go ode dworu puścili, że chciał sobie gdzieindziej szukać szczęścia. Pewnie się nie doczekawszy odpowiedzi, wziął nogi za pas i uszedł.
Ruszył ramiony Borowski.
— Nie ma się co o przecherę troszczyć... nie zginie to paskudztwo.
I splunął.