króla należały. To był początek dopiero... gdy król ledwie przywarł powieki, cóż dopiero dalej być miało?..
Żadne panowanie nowe tak się nie zwiastowało smutnie, takiemi przeczuciami poprzedzone nie było...
Po nad szeptami ludu i smutnemi proroctwy jękiem żałobnym biły dzwony. W dali poruszał się zwolna i zbliżał orszak pogrzebowy.
Powiadano w tłumie i o tem, że nie król Ludwik nowy, ani matka jego Elżbieta, siostra Kaźmirzowa, ten uroczysty obchód dla nieboszczyka czci urządzili, ale bolejący po swym panu domownicy jego, dworzanie, blizcy mu i ukochani.
Zwolna szeregi duchowieństwa ze wszystkich kościołów i klasztorów ciągnąć poczęły, poprzedzane chorągwiami patronów i żałobnymi radwanami.
Księża szli z ręką na piersi a świecą w drugiej, głowy pochyliwszy, tak smutni jako i lud, bo powszechny żal i ich, od świata oderwanych, przejmował.
Tuż zaczęły się ukazywać wozy żałobne, całe kirem obite, konie w czerni, w czerni ludzie, — wysoko wyniesione baldachinami, ze srebrnemi łzy na osłonach.
Cztery ich jednakich ciągnęło, jakby każdy stan chciał niemi żal swój okazać, i wszyscy stawali z nim u grobu.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.