i ludzie, co z nim byli, uchodzić zaczęli, książę osłupiał i poznał, że źle uczynił.
Zawrócił konia, o granicę już nie dbając, i pół żyw, na siodle ledwie mogąc usiedzieć, do Gniewkowa powrócił.
Położyli go do łóżka.
Kazał księży zwołać i nieustanne msze za duszę Kiwały odprawiać.
Tymczasem do Krakowa doniesiono, co się stało, wdowa Staszka pojechała ze łzami do króla, wojewoda Kaliski zawziął się. Król pozwać kazał księcia przed się, a groźno.
Chciał Włodek zrazu jechać, zerwał się, potem został. Dzień i noc po izbie tłukł się, sam do siebie gadając, to na ławę padłszy, to na łoże, to w kącie mrucząc, to okna odsuwając, aby powietrza wpuścić, to ognia paląc.
Naostatek kapelana, który u niego kanclerzem był razem, księdza Jeremę zawoławszy, z listem go do króla Kaźmirza odprawił, nagle się uspokoiwszy. Z czem pojechał, nie wiedział nikt, bo Jeremie pod przysięgą nakazał słowem się nie zdradzić nikomu.
Dosyć prędko powrócił posłany, aż tu wieść gruchnęła, której z razu nikt wierzyć nie chciał, że książę swoją dzielnicę królowi za kilka tysięcy grzywien sprzedawszy, sam rzuca na zawsze kraj i do ziemi świętej iść chce, a potem bodaj do klasztoru.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.