Popłoch się stał, nikt wierzyć nie chciał, ano prawda była.
Natychmiast poczęto do drogi wszystko sposobić, sprzedawać ruchomości, inne książę rozdawać począł, koni siła i sprzętu Bodczy do Drdzenia posłał.
A tak mu Gniewków i nas pilno opuścić było, że najmniejsza zwłoka do szału go drażniła i gniew wywoływała. Dzień i noc gotowano konie i ludzi, choć wiele ich z sobą nie brał, bo kosztu chciał uniknąć. Czterech młodych dworzan i mało co więcej pachołków od koni, było mu na teraz dosyć.
Suknię sobie pielgrzymią czarną, z krzyżem na piersi dał szyć. Na piersi też krzyż wziął i na hełm, i tak obdarzywszy niektórych, drugich, jakby znać nie chcąc, w świat pociągnął. Tu się dopiero wydało, jak owa Fryda z Drdzenia rozmiłowana w nim była, bo gdy już w podróż wyruszywszy do Bodczy zajechał, a żegnali go, powiadali, że padła, jak nieżywa.
Ale o tem pono Biały nie wiedział, bo go inni obstąpili, a rodzina dziewczynę zakryła, sromając się tej miłości jej.
Tu Moszczyc spoczął trochę, winem usta odwilżył i po chwili westchnąwszy, ciągnął dalej.
— Co się z nim potem działo, tylkośmy od ludzi wiedzieli i to nie rychło. W początku jako w wodę był wpadł; dopiero gdy z ziemi świętej
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.