dliwem, gdyż Dersław fałszu ani zażywał, ani go innym przebaczał, szedł prostą drogą zawsze, nie lubił tylko zanadto się widocznym czynić dla świętego spokoju.
Mało kto wiedział, jak wiele Dersław mógł i czynił, ile myśli poddał, jak ludzi poruszyć i popychać umiał, przecież żadna sprawa ważniejsza nie obeszła się bez niego. Przyznawano ją potem komu innemu, nie upominał się, uśmiechał tylko.
Chociaż do domu i żony przywiązany, choć dzieci kochający, a już wiekiem mógłby się był tłómaczyć, że spoczynek sobie zapewnił, Dersław z nawyknienia do zabiegów i krzątaniny nie mógł nic zaspać.
Był szlachecki zjazd jaki, nigdy Dersława tam nie zabrakło, ruszyło się co i zakotłowało, biegł zaraz. Zawołano do Krakowa, gotów był zawsze.
Czasy to, od Przemkowych począwszy, nie mówiąc o dawniejszych, były w Wielkiej Polsce niespokojne. Za piecem siedzieć mało kto mógł, samotrzeć na gościniec wyjechać trudno się było ważyć. Po nad granicami Sasi i Brandeburczyki łotrowali, od Szląska też wpadali zbóje.
W samej Wielkopolsce od Borkowicza się ich namnożyło, brat jego i syn mścili się za umorzonego. Inni za ich przykładem puszczali się na łatwy zarobek po drogach. Obdzierano kupców
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.