a tu teraz takich potrzeba, co i kłaniać się i kłamać będą umieli.
— Cóż poczniesz?
— Ha! — zawołał Lasota, — sam spełna nie wiem. Ojcowizna szczupła, na wieś powracać mi tęskno, do ludzi nawykłem... Służby rycerskiej będę szukał i lepszego czasu czekał.
Dersław głową pokiwał.
— Słuchaj, — rzekł, — nam w Wielkiejpolsce teraz ludzi będzie siła potrzeba takich jak ty... Czas jakiś pociągnie się może spokojnie, potem zamąci się i zawichrzy... Wracaj ze mną, siedź w Poznaniu, zapisz się tam bodaj do wojewody, jaki on będzie... Zdasz się nam... Prawda, że mówny nie jesteś bardzo, ale nam pono więcej ręki niż języka będzie potrzeba.
Lasota się zadumał.
— Na dworze nieboszczyka było was Wielkopolan dosyć... nie źleby było, żebyś ich z sobą wyciągnął.
Krakowianie nam chcą panować sami, my tego nie zniesiemy, przyjdzie się z nimi rozbratać, trzeba swoich ztąd powybierać, niech nie przepadają.
I pomyślawszy trochę, dołożył Dersław.
— Ze wszystkiego widzę, że nasi bracia na Białego rachują, i choć spróbują sobie go ściągnąć. My się od swoich odszczepić nie możemy. Niech sobie będzie i Biały, aby Wielkopolanie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.