się oznajmiło mu, że węgry podpiwszy, nadedniem drzwi u niego wyłamali, i — gwałtem do izby wpadłszy, spali.
Było ich, jak mówił, trzech, więc Lasota sam bójki z napastnikami zuchwałymi rozpoczynać nie myślał, a że się już we dworze ruszano, poszedł do marszałka węgrów królewskich na skargę.
Z tym, który już nad polewką gorącą siedział, i rozmówić się było trudno. Zamiast w pomoc przyjść wypartemu z własnego mieszkania, począł go łajać jeszcze za niegościnność i odgrażać się.
Z niczem więc odszedłszy Lasota, musiał swoich zebrać kilku, chłopów co najtęższych, a takich, którym już węgrowie dokuczyli, i z nimi dopiero do izby swej wpadłszy, przebudzonych i do oręża się porywających węgrów precz wyrzucili.
Nie odbyło się to bez wrzasku i bójki, bez krzyków, na które więcej jeszcze węgrów w pomoc swoim nadbiegło.
Poczęli też i Polacy zewsząd pospieszać, radzi, iż zuchwałych przetrzepią, i byłoby krwawo zajście się skończyło, gdyby starszy nad węgrami nie przypadł i zmiarkowawszy, że bójka w końcu na niekorzyść ich wypaść może, swoich z sobą gwałtem nie zabrał.
Lasocie już po tem zajściu nie było się co dłużej trzymać na zamku, gdzie się więcej nic
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.