Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

Wojewoda kaliski wyprzedzał ich i króla. Szły wozy arcybiskupa i ks. Suchywilka; jechali też i Nałęcze gromadnie.
Spieszyło się Dersławowi i bardzo, ale nie zawsze człowiekowi idzie po myśli, tak i jemu w tym razie. Zmęczył się niemało w Krakowie, a może i co niezdrowego zjadł po drodze w gospodzie, dosyć, że drugiego dnia dla wielkich boleści, dalej nie mogąc ciągnąć, w lichej karczmie na gościńcu obległ. Lasota też przy nim pozostał, bo inni pędzili do Gniezna i Poznania, którym pilniej było.
I stało się tak, że co Dersław miał króla wyprzedzić, to teraz ledwie się go spodziewał napędzić. Nie tyle mu szło o chorobę i cierpienie, bo, choć się kulił z bólu, lekceważył go sobie, nie nowiną mu to było, ale na to utyskiwał, iż wszystkiego świadkiem nie będzie i z drugimi w kole nie stanie.
Na gwałt zaś ruszyć nie było sposobu, bo na koniu usiedzieć nie mógł.
Gospoda, w której obległ, oddalona od wiosek, samotna, tak przypadała, iż w niej orszakowi królewskiemu spoczynek był naznaczony, o czem Dersław nie wiedział, ani Lasota.
Rozłożyli się w niej jak u siebie, gdy węgrowie królewscy, co poprzedzali pana, nadbiegli.
Jednemu z nich koń w drodze nogę zwichnął. Napatrzywszy w stajni deresza, co pod Dersła-