dzał, albo do których przez niego posyłanym bywał z innymi, opowiadać.
Nawykłemu do życia na Wawelu, gdzie zawsze bywało gwarno i tłumno, zkąd też trzy kroki tylko było do ożywionego miasta, Lasota Wielką Wieś znajdował pustą i głuchą, lecz miło mu tu było wypocząć i młode lata na wsi spędzone sobie przypomnąć.
Dersław zaś ciągle mu powtarzał, że go tu nie uwięzi na wieki, i że będzzie[1] miał co do czynienia...
Oprócz starego gospodarza, jego syna, żony i córki, a proboszcza, który na grodzisku mieszkał i gościem był codziennym, mało tu kogo widywano. Przecież różne wiadomości ze świata, od Poznania i Gniezna nadlatywały. Zawadzali ziemianie o Wielką Wieś, bywali księża u proboszcza, kmiecie z wsi i lasów sąsiednich także czasem plotkę przynieśli.
Postrzegł wprędce Lasota, jakie usposobienie było w kraju, bo wszystko, cokolwiek tu przyszło, co powtarzano, świadczyło o niechęci do Małopolan i króla. Takie tylko wieści powtarzano chętnie, które im dogadzały...
Dowiedzieli się tu wprędce, że Przedysław z Gołuchowa, który miał wielkorządy, już został podkopany i na jego miejsce Krakowianina obiecywano, co ogromnie umysły wzburzało.
— Niech sprobują nam tu nasłać obcego —
- ↑ Błąd w druku; powinno być – będzie.