Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

Mąż był letni, z długim włosem siwym, spływającym mu na barki, silny i barczysty, w kołpaku na głowie, podobnym do litewskich, w krótkim przyodziewku z brunatnego grubego sukna, skórzanym pasem podciągnięty, nogi mający osznurowane, jak wieśniacy, i w chodaki odziane. U boku wisiał mu szeroki miecz w ciemnej pochwie, a w ręku jednym miał grubą pałkę nabijaną krzemieniami.
Chociaż strój ten prawie go dzikim czynił, twarz wcale nie była pospolitą, rysy miała szlachetne i niegdyś piękne, a dziś jeszcze smutną dumą napiętnowane. Bródka i wąs ciemniejsze od włosów, podstrzyżone, nie osłaniały ust, których wyraz, równie jak czoła namarszczonego, niemal gniew zdradzał.
— Hę! — zawołał — dokąd? kto? stój? Co was tu zagnało?
Dersław, który naprzód wystąpił, z wymowy poznał, że nie z Mazurem miał do czynienia.
— Na Boga — odparł — cóż tu u was drogi podróżnym nie wolne?... Gdzieżeśmy się to dostali?...
Po chwili hamujący ich zawołał.
— Dostaliście się, kędy ani was nie potrzebowano, ani wam było potrzeba?
— Więc już zbłąkanym nawet drogi nie pokażecie?
— Gotowem nawet poprowadzić — ofuknął