Cesarz go przyjął miłościwie, pomoc obiecał, ale na dworze swym gościnnie zatrzymał. Jaki to dwór był, wy też wiecie, bo głośna o nim po świecie całym sława chodziła... Pięknych niewiast i rozumnych ludzi pełno na nim było. Na jedne patrzeć, drugich słuchać mógł człowiek i nie nasycić się. A że obojga pono u siebie Ziemowitowi brakło, rad się stary krzepił i bawił. Miał już naówczas lat sześćdziesiąt, jakom rzekł, ale ich na nim znać nie było.
Wszyscy ci Piastowie, jak Łoktek, jak Kaźmirz, do późnych lat umieją zachować się młodo. Ten też starym się nie czuł.
Na dworze cesarskim przebywała naówczas z siostrą swą, księżną cieszyńską Heleną, młodziuchna Ludomiła, córka księcia na Ziembicy, niemająca jeszcze lat dwudziestu. Była dzieweczka piękności nadzwyczajnej, a więcej niż urodą, ludzi ku sobie urokiem jakimś przyciągająca, tak że jednym głosem ją tam pod niebiosa wynoszono...
Pomimo wieku swojego książe Ziemowit gdy ją ujrzał, natychmiast ku niej gorzeć zaczął, lecz sam z początku do tego nię [1] nie przyznawał przed sobą, bo czyste szaleństwo było sześćdziesięcioletniemu kusić się o dziewiętnastoletnią dziewkę.
Dworzanie, którzy tam z nim byli, a dobrze go znali, zaraz się dopatrzyli, iż mu bardzo w oko wpadła. Szczególniej ulubieniec księcia Bawor,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – się.