mściwą i podstępną, a Dobek też nieopatrznym był i księżna także.
Choćby był może rad od niej unikał, dla złych języków, nie mógł. Księżna go raz wraz do siebie wołać kazała; czasem późno w noc musiał u niej służbę pełnić, i ludzie szemrali.
Bawor pierwszy się z tego wyśmiewać począł i rzucać ostremi słowami, ale Ziemowitowi nie ważył się nic sam rzec. Próbował wprzódy, czy inaczej nie skorzysta, i mówią, jakoby raz księżnę samą zszedłszy, zuchwałem słowem ją zaczepił tak, że mu precz iść kazała i więcej się sobie nie pokazywać na oczy; Dobek zaś, jak był w tych łaskach, tak pozostał, i więcej teraz pani niż panu podczaszował.
Lecz że i księżnę Ludmiłę kochali wszyscy i Dobka lubili, kto mógł ich zakrywał, osłaniał, nie dopuszczając, aby Baworowi dać pozór do oskarżenia.
Stało się w ten czas, iż księżna młoda, w błogosławionym będąc stanie od kilku miesięcy, gdy mąż do Cieszyna, do siostry jej w odwiedziny pojechał, towarzyszyć mu nie mogła.
Bawor tak ułożył podróż, iż Ziemowit Dobka z sobą wziąć zapragnął, za którym księżna Ludmiła prosić przyszła, aby go jej dla usług zostawił. Ziemowit, nic się jeszcze nie domyślając, przystał na to. Bawora wziął z sobą, który ze złości zemstę już okrutną układał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.