było podobieństwo owego młodzieńca i do niego i do całej rodziny.
Ziemowit miał łzy w oczach... Chciał pytać o chłopię, gdy księżna wziąwszy go za rękę, z nim razem padła na kolana.
— Kochany ojcze... to syn Ludomiły... Jam go to porwać kazała i u mnie się on wychował. Przebacz mi, a jemu nie skąp łaski swej.
Książe się rzucił ku niemu i ściskać go począł, nie mogąc się napatrzeć i nasłuchać.
Otóż macie całą ową historyę krwawą a łzawą, która jakby te brzmi, co je stare baby wieczornicami wymyślać i opowiadać zwykły.
Tamże na zamku w Szczecinie zaraz książe Ziemowit nazwał młodego Henryka synem swoim, ale znając krew własną i obawiając się, aby synowie starsi nie knowali pézeciwko[1] temu, który im miał część spadku ich odjąć, postanowił, aby księdzem był i duchowną suknię wdział.
Zawczasu mu wyznaczył probostwo płockie, obiecując znaczniejsze jeszcze wyposażenie.
Dalej już co zaszło, na tom nie patrzył — dodał Okoń — ale mi się widzi, że księża suknia młodego nie uczyni duchownym, gdyż cale mu się nie chciało jej oblekać i tylko przez posłuszeństwo dla ojca, musiał stan ten obrać...
Noc już była, gdy swe opowiadanie dokończył Okoń, zapraszając Dersława, aby przy nim spoczął w izbie, gdyż pościeli na dwu było dosyć.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – przeciwko.