w sobie coś pańskiego, dumnego, nakazującego. Na obliczu tem widać było, że pan jego rozkazywać nawykł, i większym się czuł nad losy swoje... Powaga krwi królewskiej okrywała całą tę postać, zmuszającą do poszanowania, obudzającą trudną do pojęcia trwogę.
Nawet ktoby historii tego człowieka nie znał domyślałby się w nim nie umiejącego ustąpić ani losom ani ludziom męża wielkiej woli i gwałtownego charakteru.
Nogi starca spoczywały na podesłanej skórze niedźwiedzia. Suknia ciemna i jakby żałobna, bez żadnych wyszywań i ozdób, prawie ubogą się wydawała. Obok ręki, na której był sparty, na stole rzucony leżał różaniec drewniany, przypominający ten.[1] o którym mówił Okoń, że mu go O. Rajmund zostawił.
Czekan też, na którym się zwykł był opierać gdy wstawał, tuż był sparty o jego siedzenie,[2] Laska to była razem i broń straszna...
W izbie starca, pomimo wiosny i trochę odsuniętego okna, panował zaduch i zapach jakichś ziół czy kadzidła...
Gdy weszli, a podskarbi Dersława przedstawił księciu, pokornie mu się do kolan kłaniającego — Ziemowit dosyć długo ani się odezwał, ni poruszył. Ściągnąwszy brwi, wpatrywał się pilnie w przybyłego, jakby jego i myśli w nim zamknięte chciał odgadnąć.