wało — odezwał się Nałęcz — swojego pana mieć i ze swej krwi... Dotąd Ludwik męzkiego potomka nie ma, spadnie więc to kiedyś na Piastów.
Słysząc po raz już wtóry tę przegrywkę Ziemowit, odprostował się, sparł na wysokiej krzesła poręczy, ręce założył na piersiach i zadumał...
— Wam, rzekł chmurno — byle panów mieniać... Nigdyście nie radzi temu, którego macie.[1] a pachnie wam inny.. Znam ja was, ziemian wszystkich... Jeden wam za surowy, drugi za powolny... Chcielibyście sami pono a bezpańscy być... aby was niemcy zjadły.
— Miłościwy książe — przerwał Dersława[2][3] surowego byśmy się nie ulękli — ani powolnym nie gardzili, byle nasz był własny. Obcego nie chcemy... bo on nas nigdy nie zrozumie...
— A kto was zrozumie? rzekł szydersko stary...
Nałęcz obrażony mieco [4] spuścił głowę. — Milczeli znowu. —
— Siedzielibyście spokojnie z tym panem jakiego wam pan Bóg i wola króla nieboszczyka naznaczyła, — powoli począł książe — wpatrując się bystro oczyma zasępionemi w Dersława. Nie znajdziecie takiego Piasta, któryby dla miłości waszej ważył to, co ma pewnego, o niepewne się dobijając... Król Ludwik mocnym jest... Tego co ma, wydrzeć sobie nie da.. Ze szląz-