Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

kich naszych żaden przeciwko niemu nie pójdzie... ani ja ani moi synowie..
Jeżeli Ludwik bezpotomnie zemrze, lub córki tylko zostawi... to rzecz inna... A i naówczas zięciowie się korony dobijać będą.. — ci zaś pewnie możni i mocni się znajdą.. Mówią już o tem. —
Dersław słuchał ze spuszczoną głową. — Przykro mu było, lecz tłomaczył to sobie tym, iż książe myśli swej przed nieznanym człowiekiem mógł niechcieć wyjawić. —
Książe, dokończywszy powolnej mowy, którą przerywał kilkakroć badając oczyma, jakie na słuchaczu uczyni wrażenie, zakaszlał się, podparł na ręku jak wprzódy i wpadł w zadumę, zdając się zapominać, że człowieka obcego miał przed sobą.
Potem, jakby zbudzony, zwrócił się ku niemu i spytał.
— A chleb tego roku mieć będziecie?
— Na polach niezgorzej u nas, — rzekł Nałęcz.
— O pomorku nie słychać? — dodał Ziemowit.
— Dzięki Bogu...
— A ludzie zamiast pokoju używać, — rzekł książę, — wichrzą się i mordują?
— Na to my sami nie poradzimy, — odparł