Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

mocniej jeszcze, usłyszawszy, że nazajutrz o świcie kazał się do podróży sposobić.
Gdy Mikołaj z Milanowa odszedł, Dersław mu rzekł.
— Nie ma tu co robić... Piastów tu nie szukać. Zniemczeli i postarzeli... indziej ich potrzeba patrzyć.
Tak się skończyła próżna do Płocka wyprawa.
Drugiego dnia jechał już stary Nałęcz milczący i zasępiony, z Lasotą ledwie kilka słów obojętnych zamieniając.
Lecz że naturę miał, która długo markotną być nie mogła, zawsze sobie jakiejś szukając pociechy; gdy jeden dzień się tak nagryzł, wstał potem orzeźwiony i weselszy.
Oko mu się znowu zaśmiało i usta powoli odmykać zaczęły.
— Pomieścić się waści nie udało, — rzekł do Lasoty, — ale bo też zmarniećby ci tu przyszło na dworze tym, który jak klasztor wygląda... i z Mazurami byś nigdy nie doszedł sprawy. Rodzili się wszyscy pod ciemną gwiazdą, jak mówi przysłowie. Ale na tem nie koniec. My ludzie jesteśmy uparci. Gdy nas od jednych drzwi odegnają, drugich szukamy, a gotowiśmy i oknem wleźć. Piastowiczów jest siła, dworów i służby nie zabraknie, prędzej ludzi dla nich nie stanie.
Tak, niby się nie zdradzając przed Lasotą, i udając, że dla jego tylko sprawy podróż przed-